Uruchomienie kolei nadwiślańskiej ułatwiało dojazd do uzdrowiska. Nałęczów w końcu XIX wieku stawał się ulubionym miejscem odpoczynku i pracy twórczej, przyciągał niezwykłą atmosferą wolności. Niemal od samego początku wskrzeszenia Zakładu Leczniczego zaczęła się tworzyć historia związków wielu znakomitych artystów i pisarzy, a także przemysłowców i właścicieli ziemskich, także z kresów wschodnich, którzy w Nałęczowie chcieli lokować swe kapitały, budowali okazałe wille i pałacyki. Literaci utworzyli w Nałęczowie tak zwaną kolonię literacką. Drewniany budynek stacji zachował się do dziś bez większych zmian. Oryginalną jest boazeria w poczekalni i kasetonowy strop, stolarka okienna oraz drzwi. Bolesław Prus tak opisuje swą podróż w Kronikach Tygodniowych: Na stacji Nałęczów wylądowaliśmy w pięć godzin po opuszczeniu Warszawy. Na stacji zwyczajna bieganina, hałas… Jedni wsiadają, inni wysiadają, służba władowuje, wyładowuje bagaże… Dzwonią, gwiżdżą, pociąg ruszył do Lublina – zostałeś sam. – Pan do Zakładu?Mogę odwieźć… – mówi obywatel, wyróżniający się długim batem i krótką kamizelką. Umawiacie się o cenę, zajeżdża nie najgorsza bryczuszka, rzucasz na nią skromny węzełek, siadasz, jazda… Do zakładu leczniczego jest około pięciu wiorst, które przebywa się mniej więcej w pół godziny. Gościniec dosyć szeroki, z obu stron zaopatrzony w rowy, a prócz tego w słupy wiorstowe i słupki wskazujące stusążniowe odległości. Świętej pamięci Zawadzki, niegdyś właściciel Sadurek, wyborny gospodarz i obywatel część drogi między stacją a swoim folwarkiem obsadził jabłonkami.(…)Pomimo szybko zapadającego zmroku widać, że okolica ładna. Wzdłuż drogi rosną drzewa; na lewo gdzieś w dali majaczy las, na prawo – bogata szkółka drzew i murowany dwór antopolski wszędzie grunt falisty: górki i dolinki…